Wspólnota, dom w Małuszynie
Kochani!
Czas pędzi w lawinowym tempie. Wiele myśli, wiele osób,
wielość i mnogość wszystkiego.
Na jednych z ostatnich rekolekcji mówiłam, że tworzy się
wspólnota osób przy naszym domu zakonnym w Małuszynie.
Jaki jest pierwszy
cel? - myślę, że właśnie ten- bycie
w domu- w Jego domu, gdzie On mieszka pod jednym dachem, gdzie zawsze jest, aby
czuwać nad nami; słuchać; po prostu- JEST
To co za tym idzie- celem
jest On Sam- wspólnota ma być miejscem na wyhamowanie,
na zatrzymanie, na obecność przy Nim i przy tych, którzy
kroczą drogą do Niego. Bycie, aby słuchać, co On ma do powiedzenia Sam na sam;
ale też w drugim człowieku.
Chciałabym, aby była to grupa osób, która wzajemnie siebie
wspiera, w której można wzajemnie na siebie liczyć. Wspólnota, która też się
formuje przez Słowo rozważane, słuchane; przez czas wzajemnych spotkań. Chcę
też się z Wami podzielić, iż rolę duchowego przewodnika tej grupy objął Ks.
Hubert Kaliszewski SDS.
Też może w
późniejszym czasie będzie to tzw. sztab domu- m.in. pomoc przy rekolekcjach,
sprawy organizacyjne. Ale na to wszystko czas… Najpierw fundament.
Myślę, że na ten moment jest ciągle więcej pytań niż
odpowiedzi. Trochę patrzę i odczytuję to jak pączek na drzewie, któremu się
przyglądam- i wcale nie wiem, jaki będzie owoc. Zdaję sobie sprawę, iż to nie
tylko ja go widzę, i nie tylko ja go odczytuję.
Chcę Was zaprosić do wspólnoty Domu, do współtworzenia.
Chcę, aby było w niej miejsce dla każdego- i dla tego, który bardzo wierzy i dla
tego, który raczkuje w wierze; i dla tego, który żyje w związku sakramentalnym
i niesakramentalnym etc.
Pragnę Wam przytoczyć kawałek maila, który był dla mnie
bardzo ważny w kształtowaniu się myśli odnośnie powstania wspólnoty (oczywiście
przytaczam to za zgodą autora):
„Po kolejnym spotkaniu z Wami
dojrzewa we mnie taka refleksja o głębokiej potrzebie ludzkich relacji w drodze
do Jezusa. Wiesz, widzę dobrze, jak w pewnym momencie swojego życia bardzo
samolubnie zamknęłam swoją wiarę tylko dla siebie – jak jakiś skarb, który
trzeba schować, żeby nikt go nie zobaczył i nie zabrał. Nie chce tego oceniać,
po prostu widzę, jakie to było inne, czuję, że też jakby niepełne,
zafałszowane. Bycie z Wami w takiej wspólnocie wcale mi nie zabiera osobistej
relacji z Jezusem, ba – czyni ją bardziej ludzką, powiedziałabym, że
paradoksalnie nawet bardziej intymną niż dotychczas. Całe życie broniłam się
rękami i nogami, przed ludźmi w mojej wierze. Brutalnie odcinałam każdego, kto
chciałby się zbliżyć – a potem nikt się już nie zbliżał... Wiara w pojedynkę
karłowacieje, staje się takim smakołykiem, który jednak w pewnym momencie
przestaje smakować, bo nie ma się go z kim dzielić.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz